Strony

niedziela, 29 września 2013

wuj..

Nie lubię autostrad, zawsze wydają mi się zamknięte, podobne kanionom, przepaściom, rzekom. Są takie nieprzekraczalne. Te ich betonowe ściany, barierki po środku. Oczywiście to ma sens dla człowieka podążającego prosto, ale jeżeli nie jesteś człowiekiem, albo chcesz je przekroczyć, to już wiesz, że masz problem. No i dodatkowo - nie pozwalają ci się zatrzymać tam gdzie chcesz.

We śnie jechałam dużym białym samochodem terenowym. Prowadził mój wuj, starszawy, przypominający Zagłobę mężczyzna. Kiedy mijał nas samochód cioci P. z naszego auta wyskoczył jej jamnik, wpadł do ich samochodu, narobił zamieszania i widziałam, jak zjechali na pobocze. Co dziwne, w aucie była moja gospodyni, a nie ciocia P.

Przyjęłam do wiadomości całe to zamieszanie, ale po jakimś czasie zdecydowałam, że coś musimy zrobić. Przypomniałam sobie mianowicie, że widziałam jamnika leżącego na poboczu. Mógł przecież żyć i potrzebować pomocy. Z jakiegoś powodu nie pamiętałam/nie brałam pod uwagę, że przecież on wpadł do drugiego samochodu.

Zjechaliśmy na pobocze i zaczęliśmy poszukiwania. Oczywiście znalazłam kilka jamników, w różnych stadiach martwości, jednego żywego, ale żaden nie był naszym jamnikiem. Czy wspominałam, że wcale się nie  cofnęliśmy, żeby go szukać tam gdzie skoczył, ale rozglądaliśmy się za nim tam gdzie się zatrzymaliśmy?

W każdym razie bezowocne wysiłki zmęczyły wuja i poszedł do motelu się przespać. Ja zostałam z samochodem (otwartym, bez kluczyków, z otwartą maską). Próbowałam iść kawałek wzdłuż pobocza, ale właściciel posesji, przez którą chciałam przejść ostrzegł mnie, że teraz jest czas kiedy spuszcza psy. Wróciłam więc na parking. Wuj pojawił się na chwilę i powiedział, że zadzwonił po policję. Miałam nadzieję, ze pomogą nam szukać, ale okazało się, że on im powiedział tylko, że mają przyjechać, bo on zamierza wyskoczyć na środek autostrady i się zabić. Jego zdaniem tak prędzej mieli przyjechać.

Kiedy przyjechał policjant, wuja nie było, a ja jak głupia szarpałam się z samochodem, który nie miał ręcznego i usiłował się gdzieś toczyć. Maska oczywiście stale otwarta. Policjant był młody i przystojny, wypytał mnie, co się stało, a ja opowiedziałam, że pies koleżanki wyskoczył przez okno. Niedosłyszał chyba, bo za pytał, jaka ta kochanka, a ja odpowiedziałam, że spoko.

Wtedy pojawił się wuj, pijany i zupełnie niezdolny do prowadzenia samochodu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz