Strony

poniedziałek, 9 września 2013

aktywna imaginacja

Pamiętam wyraźnie, że sprawdzałam kartkówki moich dzieci i wystawiałam punkty, może nie całkiem bez sensu, ale mocno na czuja. Miałam dwa komplety kartek, pomazanych nieczytelnym pismem i nie byłam wcale z tego powodu zadowolona. Do tego w budynku był jakiś kaznodzieja, który nauczał ludzi i grzmiał z ambony. Nie wiem, co mówił, bo moja podświadomość nie uznała za stosowne mi tego przekazać. W każdym razie kazanie przerwał mu samolot, który spadł na budynek i rozwalił połowę. Na mnie w każdym razie nie zrobił specjalnego wrażenia.
Potem pamiętam, że byłam u rodziców w salonie i koło biurka znalazłam dwa sporych rozmiarów pająki, a jeden z nich (szczególnie bezczelny egzemplarz) urządził sobie rajd na pajęczynie przez cały pokój, co oczywiście mnie przyprawiło o obrzydzenie.
Wreszcie pamiętam słoneczny dzień i czyste, błękitne niebo. Jechałam na rowerze po wiejskiej drodze i zatrzymałam się, żeby popodziwiać widoki. Po mojej prawej stronie ciągnął się łańcuch górski. Wielkie, ośnieżone skalne ściany, skąpane w słońcu i lśniące jak srebro. Jechałam dalej rozmyślając o tym, jak łatwo mi jest wizualizować takie widoki pomimo tego, że nie śpię (hahaha). Uznałam to za ładny przykład aktywnej imaginacji i nie wiedzieć czemu doszłam do wniosku, że widoki pojawiają się tylko kiedy wyobrażam je sobie w ruchu. Statycznych nie umiałam uzyskać. Ale kiedy tak jechałam na rowerze – góry wyglądały tak majestatycznie i ostro w czystym powietrzu, kolory były takie mocne, że czułam się wspaniale. Wjechałam w tunel pod górą, a na jego końcu drogę zastąpiły mi jakieś mgliste postacie na koniach. Ktoś zawrócił, ale ja jakoś przejechałam dalej. Minęłam łąkę, na której pasł się koń. Kiedy przejechałam obok niego, pogalopował gdzieś.  Zauważyłam, że ma zielony pompon na szczęście przymocowany do ogona. Po lewej za to minęłam studnię oświetloną zachodzącym słońcem.
Wreszcie śniło mi się, że rozmawiam ze znajomą i tłumaczę jej, że miałam takie świetne wizje na jawie. Przy okazji szukałam ubrania, bo miałam iść do pracy. Mężczyzna znajomej tłumaczył mi, że powinnam iść koniecznie na tani kurs ezoteryczny. Ja usiłowałam się zamknąć w łazience, żeby w spokoju założyć majtki. Ogólnie typowa poranna degrengolada. Tylko, że wtedy zadzwonił budzik i się obudziłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz