Śniło mi się, że byłam nauczycielką w szkole i chciałam swojej klasie w basenie zademonstrować jakieś doświadczenie. W tym celu zamierzałam użyć płytkiego basenu dla dzieci (nie umiem pływać) i wlać tam zielony płyn do kąpieli. Tylko, że baseny były zamienione w akwaria, zresztą niemiłosiernie zarośnięte zielskiem, z wyjątkiem największego, a i największy był podejrzanie mętny ze swoją żółtą wodą.
Potem na spotkaniu dyrekcji zrobiłam zamach stanu. Spętałam i rzuciłam na ziemię nasza dyktatorkę, a kiedy ludzie zaprotestowali, powiedziałam, żeby się dobrze zastanowili. Jeżeli teraz ją puszczę to zastrzeli i mnie i wszystkich na sali, w końcu nie zatrzymali mnie, a poza tym widzieli jak upada. Pomyśleli chwilę i poradzili mi, żeby ją jednak zabić. To, że ją zabiłam pozwoliło mi przejąć kontrolę nad basenem i zarządzić czyszczenie. Nie wiedziałam, kto zajmie jej miejsce i nie interesowało mnie to.
Potem wybraliśmy się na wycieczkę autokarową, a raczej pojechaliśmy samochodem terenowym z kilkorgiem dzieci, planować trasę wycieczki. Przejeżdżając przez most zauważyłam, że woda w rzece opadła do dna. Okazało się, że rzeka wylała i teraz woda jest na zewnątrz, a my stoimy samochodem, po kolana w rwącej, brązowej wodzie, na jakiejś łące i zastanawiamy się jak przejechać przez tę powódź. Czułam, że samochód da radę, ale puszczenie tędy autokaru byłoby głupotą, a kierowca przekonywał mnie, że rodzice bez problemu wyrażą zgodę na to, żeby dzieci pojechały na wycieczkę przez tą wodę i, że to normalne jest.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz