Nie jestem pewna czy to ta czy inna kobieta, ale w każdym razie przypominająca poznaną na pewnej imprezie ratowniczkę medyczną, marudziła, że jest chora i domagała się uwagi. Ale kiedy usiłowałam dowiedzieć się jakie ma wyniki badań zamiast wyników podawała tylko nazwiska sławnych lekarzy. Podejrzewałam, że ona się wcale nie bada tylko narzeka.
Ponieważ dałyśmy we trzy ciała podczas ataku terrorysty na okręcie, szefowa zarządziła, że będziemy musiały przejść karnie, próbę – coś co nazywa się leap of faith. Nie wiem czemu spodziewałam się wiszenia na dużej wysokości na rękach, a moja forma jest do dupy więc mentalnie przygotowałam się na zgon. Poprosiłam szefową, żeby w razie czego zaopiekowała się moim kotem, bo jest chory i nikt nie będzie go chciał przygarnąć. W tym momencie, za moimi plecami ukazał się bilbord z cytatem z Prattcheta. Okazało się, że chociaż próba, w istocie miała się odbyć wysoko na wieży to polegać miała nie na skakaniu, ale na łapaniu strzałek, które w nas lecą. Okazało się, że nasza wina na statku, polegała na nie ostrzeżeniu się przed strzałkami właśnie. Do złapania mogłyśmy użyć różnych obiektów, leżących dookoła. Widziałam poduszki, tekturę, a wybrałam deskę. Co dziwne, widziałam wyraźnie jak leciały ich strzałki, a zupełnie nie zauważyłam mojej. Machnęłam jakoś deską i spadła na podłogę, a dziewczyny pokazały mi, że odbiła się o kąt deski. Podniosłam ją i trzymałam w ręku, żeby wyglądało jakbym ją złapała. Zadziałało.
Potem bohaterem snu był irytujący dzieciak, który wyobraził sobie, że jest…no właśnie bohaterem. Bierze ślub z księżniczką, a my wszyscy jesteśmy zaprzężeni niczym konie do jego karety. Poza tym w tym śnie on robił wszystko, jak dziecko, które w zabawie chce być wszystkimi. Trochę się zdziwił, kiedy przynieśli mu małą, białą trumienkę i kazali zająć się pogrzebem dziecka, bo w końcu to też należy do jego obowiązków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz