Strony

poniedziałek, 20 stycznia 2014

orbita


Dzisiaj Kasia pogoniła nas na orbitę okołoziemską po sześć konfiguracji LTB. Miałam pewne opory bo jednak orbita to taki moment kiedy się jest najwyżej. Potem już jest kosmos i się nie liczy, ale z orbity – jeden fałszywy ruch i wracasz w przyciąganie ziemskie. W każdym razie, pan każe sługa musi – wlazłam do rakiety i polecieliśmy. W czasie startu kurczowo trzymałam się kaloryfera i miałam nadzieję, że nie odlecę. Oczywiście pomyliło mi się, bo start wciska w ziemię, a nie unosi człowieka jak w spadającej windzie. Kaloryfer przypominał taki zwykły, stary, jakie spotykamy w blokach, nie pasował zupełnie do rakiety. Ale też z tą rakietą też nie było wszystko ok. Cała akcja wyglądała jakbyśmy dolecieli do jakiegoś innego poziomu, który wyglądał jak ziemia, ale leżał wyżej i z tego poziomu dalej wspinaliśmy się piechotą. Droga nie była łatwa i ogólnie rzecz biorąc nie była nawet drogą. Jej część wiodła przez paskudne kolczaste krzaki.
W każdym razie sama orbita okazała się być czymś w rodzaju szeroko pojętego „Nieba” wyższej płaszczyzny, duchowo i cywilizacyjnie. Poniżej w oddali rysowała się sylwetka miasta pogrążonego w ciemnościach nocy. D. wyjaśniła, że leży ono tak daleko, że jak spojrzy się na nie przez smartfona, to, żeby obejrzeć je całe trzeba użyć ośmiuset cegiełek. Na miejscu dowiedzieliśmy się, że potrzeba nam jeszcze 3 konfiguracje po czym wróciliśmy na ziemię pociągiem.
Zanim wsiedliśmy do pociągu spotkałam w niebie pana z pieskiem i zapytałam go, czy to prawda, że zwierzęta od razu po śmierci idą nieba, ale odpowiedział mi, że nie. Dopiero po siedmiu dniach od śmierci mogą iść do nieba.
W pociągu zapytałam konduktora czy możemy wysiąść na Śródmieściu ale nie był pewny więc skorzystaliśmy z okazji i wysiedliśmy na centralnym. A tam o dziwo, spotkałam moich rodziców nadzorujących wyładunek jakiś pudełek z pociągu. Okazało się, że to jakiś ładunek, potrzebny tacie w związku z czymś nowym dziejącym się w pracy. Nie wiedzieć, czemu obawiałam się im pokazać, właściwie to martwiłam się chyba, że zaraz mnie będą pytać, kiedy wyjdę za mąż, zawsze jak mnie widzą w męskim towarzystwie to się zastanawiają (przynajmniej sen tak uważał).  Moje podejrzenia się nie potwierdziły, bo rozmawiałam z mamą i pytanie nie padło, ale za to zaczęłam się zastanawiać czy jeżeli tata pojedzie na barana na plecach mamy, a ja na jego, to czy mama utrzyma ten ciężar.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz