Strony

środa, 18 grudnia 2013

Pan Dominik

Dziś we śnie obracałam się wśród emerytów. Przyjaźniłam się z nimi, rozmawiałam i chodziłam na zakupy. Pamiętam, że obserwowałam starszą panią z pieskiem, która wysiadała z autobusu. Drzwi zamknęły się za nią i jej York odjechał sobie, podczas kiedy ona została na przystanku. I o dziwo, machanie rękoma i krzyczenie pomogło, bo kierowca się zatrzymał, otworzył drzwi, a starsza pani wsiadła i pojechała dalej.
Potem w jakimś podwórku spotkałam Barb, która siedząc wśród rozłożonych na betonie warzyw, zakuwała do egzaminu. Kuła aż się kurzyło i zupełnie nie miała czasu dla mnie. Ogólnie we śnie sporo przewijało się warzywnych motywów.
Wreszcie odprowadziłam zaprzyjaźnionego emeryta „Pana Dominika” do bloku, w którym miał oglądać mieszkanie. Drzwi otworzyła zgarbiona staruszka i pan Dominik wszedł do środka. Korytarz bloku sprawiał wrażenie dość ponure. W ogóle podwórko wyglądało na starą Pragę, czerwona cegła i zrujnowane kamienice. Zostawiłam przyjaciela ze staruszka i poszłam. Jednak, kiedy długo nie wracał zaczęłam się niepokoić i odczuwać wyrzuty sumienia. Wróciłam do bloku i tym razem nie wyglądał on już tak obskurnie. Sufit korytarza był półokrągły i przeszklony, a drzwi prowadziły do ogrodu. Nie byłam sama, bo było ze mną kilka innych kobiet, które poprosiłam o pomoc. Jedna z nich zajrzała do mieszkania i krzyknęła. Ze strachem zajrzałam, ponieważ spodziewałam się znaleźć zwłoki starszego pana.
Faktycznie, kiedy weszłam zobaczyłam coś leżącego na podłodze, mężczyznę całego we krwi, ale poruszał się jeszcze i nie był panem Dominikiem. Był brodaczem i stanowczo był młodszy od naszego zagubionego emeryta. Nie wiem co mu się stało, ale chyba musiał uszkodzić sobie głowę albo kręgosłup, bo jedna z jego nóg drgała niekontrolowanie.
Kazałam wszystkim zostać przy drzwiach i zawołałam tylko jedną osobę, która umie udzielić pierwszej pomocy. Okazało się, że to MAR.  Kiedy ona robiła co mogła, żeby opatrzeć biedaka, ja trzymałam go za rękę i słuchałam co mówi. A z tego, co mówił wynikało, że emeryt może jeszcze wrócić, pod warunkiem, że AN odda mu jego skradzione niebieskie kartki z danymi do pracy.
Byłam w rozterce, wiedziałam, że AN ma dupie pana Dominika i porywanie go żeby ją postraszyć było głupie. Poza tym gość wyglądał jakby sam miał za chwilę umrzeć i wtedy nigdy byśmy się nie dowiedzieli, co się stało z porwanym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz