Strony

niedziela, 23 stycznia 2011

Muszę ograniczyć zaglądanie do serwisów informacyjnych. Polityka to tylko brud.


Rewolucja zjada swoje dzieci. Smutne. Rodzina królewska, nic
o nich nie wiem. Nie mam pojęcia czy są źli czy dobrzy. Czy byli
niesprawiedliwi dla swoich poddanych czy po prostu głupi. A jednak tkwią w
pałacu jak w pułapce, otoczeni przekupionymi świniami na stanowiskach
urzędników.  Obleśni ministrowie dyktują
im warunki. A pętla się zaciska. Oni dobrze wiedzą, czym dla królów kończą się
rewolucje. Gilotyna to to humanitarne wyczekiwane rozwiązanie. Ale spodziewać
się go to bezzasadny optymizm. Dlatego królowa rozkazuje swoim dwóm starszym
synom uciekać z miasta póki mogą. Młodszemu nawet nie mówi o co chodzi, żeby
nie mógł przypadkiem zdradzić tajemnicy. Każe mu iść do jego nauczyciela, wie,
że ten jest jej wierny i wywiezie go z miasta. Jest biały koń na którym ucieka,
są inne pędzące przez nocne miasto bez jeźdźców, żeby zmylić pościg. Nie wiem,
czy się udało. Nie znam losu królewskiej rodziny. Rewolucja się odbyła i teraz
świnia, która ją poprowadziła zwiedza zamek. Schodzi do lochów i znajduje salę
tortur. Wiszą tak jak mięso na hakach, żywi jeszcze ludzie. On ich ogląda, bez
współczucia, bez cienia emocji. On ma rację, idee, zwyciężył, po co ma się
przejmować tymi, którzy nie są nim. Szturcha z zaciekawieniem i pewną odrazę
kawałki ciała odkrojone od kości. Jednemu z więźniów wiszącemu na hakach pod
sufitem, obdartemu ze skóry z zaciekawieniem unosi głowę i uśmiecha się. Tak to
jego wróg. Widać mieli  z królem
wspólnego wroga. Więzień pluje mu w twarz. Cała sala tortur jest pełna takich jak
on, ale wiszą na swoich „stanowiskach” podejrzanie cicho.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz