Sen składał się z kilku części, po pierwszej, w której oglądałam święte miejsce i znienacka wyskoczyła na mnie macka i chciała mnie zgarnąć, obudziłam się z przeświadczeniem, że coś jest nie tak.
W drugim śnie zarzuciłam wędkę, używając mniejszego kawałka chleba na przynętę i momentalnie woda koło pomostu zabarwiła się krwią, a spławik poszedł pod wodę. Wyciągnęłam wielkiego okonia, był jak karp. Okazało się, że to rekordowa sztuka, nawet pomimo tego, że okazał się być jedna dużą i dwiema małymi rybami w słoiku. Do tego miał obcięty ogon i nie rozumiał.
Musieliśmy go pochować razem z pewnym człowiekiem naprzeciwko kościoła, pod asfaltem. Na asfalcie namalowaliśmy ludzką sylwetkę kredą, taką dużą. Do tego postawiliśmy w głowach sylwety gramofon.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz