czwartek, 26 czerwca 2014
Ameryka
Rodziców nie było w domu, a ja miałam pojechać do Ameryki. Na lotnisku powinnam być koło 3 w nocy, był wieczór przed, a ja właśnie skumałam, że wcale nie jestem spakowana. Nic a nic. Pakowanie na dwa miesiące na wyjazd w rejon, którego klimatu też nie obczaiłam to spory problem. Wrzucałam masę rzeczy do plecaka, kiedy zdałam sobie sprawę, że muszę ogarnąć jeszcze bagaż podręczny, a to sztuka sama w sobie. Szybko odpaliłam domowego kompa, żeby wygooglać, co można przewozić samolotem. Nie miałam pojęcia czy w ogóle zdążę na lotnisko, nie miałam nawet wykupionego biletu. Ogarnęły mnie wątpliwości, czy ja w ogóle mogę jechać na dwa miesiące na szkolenie do klienta i zostawiać kota samego i tęskniącego. Wreszcie problem się rozwiązał, bo okazało się, że nie mam najważniejszej rzeczy, czyli wizy, a więc nigdzie nie jadę.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz