Strony

wtorek, 8 kwietnia 2014

zombieland-kino-park i kwiatki...idealne połączenie..dla rozwinięcia migreny

Sceneria jak z horroru. Jacyś ludzie na koniach jadą przez las. Zatrzymują się, kiedy słyszą wołanie o pomoc. Zjeżdżają z traktu i wjeżdżają do wioski ukrytej w lesie. Wydobywają broń, a jeden z nich ma bicz, taki jak do poganiania niewolników. Pomocy jak się okazuje, wzywał starczy mężczyzna, zabiedzony i obdarty. Ale mimo to, że wołał pomocy, to nie jest zadowolony, że oni przyjechali. W ogóle, cała wioska jest zrujnowana, nawet trawa i krzaki są jakieś takie jesienne i okopcone. W kilku miejscach stoją klatki z dziwacznymi psami, przypominającymi zombie. Okazuje się, że jeźdźcy wpadli w pułapkę, bo w wiosce są potwory lub zombie, a najgorsze jest to, że nie mogą jej teraz opuścić, bo na tym terenie zakrzywia się czas.

Potem pamiętam, że byłam z mamą w kinie i wstawała, żeby wyjść z sali i iść po bilet, bo okazało się, że nie miała, a tu chodził jakiś cieć i kontrolował.

Wreszcie w ostatniej części snu siedziałam w parku, na trawie i rozmawiałam z kolegą.  Jednym z tych typów, co ciągle muszą mówić coś złośliwie dowcipnego i to jest irytująco-przyciągające.  Mam wrażenie, że opowiadał coś o czeskim seksie i możliwe, że czwartku. W każdym razie siedzieliśmy tam dość długo, aż wreszcie wstałam i poszłam się rozejrzeć za drzewem kaliowym. Park był chyba Łazienkami, ale możliwe, że wcale nie. W każdym razie znalazłam drzewo kwitnące kaliami i bardzo ładnie to wyglądało. Kolega nawet zerwał dla mnie jedną kiść kwiatów, które po zerwaniu z gałęzi wyglądały wcale nie jak kalie, ale jak nierozwinięty bez. Zmartwiłam się, że zaraz zapłacimy mandat, ale powiedział, że rwał już dużo kwiatów tu nielegalnie i przez ileś miesięcy go nie złapali, czy też może zapłacił jakoś mało. W każdym razie jakoś tak rozmowa przeszła płynnie do przytulenia czy też pocałunku, nie do końca pamiętam. Pamiętam, że nie byłam zdecydowana, czy ja go właściwie aż tak lubię, ale też go objęłam. Wróciliśmy na koc i zaczęliśmy się szykować, ewidentnie już jako para do opuszczenia parku, bo zaczynało padać. Zapytałam, kiedy się spotykamy następnym razem. Za wcześnie byłoby źle, bo wyglądałoby jakbym się strasznie przywiązała po jednym przytuleniu, za późno byłoby źle, bo robiłoby wrażenie, że go unikam i wcale nie chciałam się przytulać. Odpowiedział, ze za tydzień w niedzielę (w sobotę wybierałam się gdzieś z rodzicami) i ten termin pasował, bo tydzień to dość krótko żeby uniknąć podejrzeń o unikanie, a dość długo, żeby nie wyjść na nadmiernie przywiązaną.  Nie wiem, czemu rozmawiałam leżąc na kocu, na brzuchu i owinięta w śpiwór. Wreszcie deszcz się zdecydował zacząć padać i zapakowaliśmy się do autobusu, on się zastanawiał, ale w końcu wsiadł. Pasażerowie zaczęli się zastanawiać, jak autobus znajdzie drogę, bo deszcz zalał trasę, ale kierowca postanowił przebić się obok jakiejś hali magazynowej na Mokotów i chyba mu się to udało.
Potem chyba się wybudziłam i kiedy znów zamknęłam oczy, sen dostał alternatywne zakończenie. Otóż chłopak zaczął w nim chodzić po parku i wskrzeszać ludzi, którzy umarli w czasach dawno minionych. Wreszcie chciał wskrzesić swoją dziewczynę, której się wskrzesić nie dało, bo to ja nią byłam, a konkretnie jej wcieleniem. On tego nie wiedział, dla niego byłam tylko droga do wskrzeszenia tamtej. Ja wiedziałam i byłam zła. Poszłam sobie, żeby mógł sam się domyślić, co właśnie narozrabiał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz