Stałam na klatce schodowej i obserwowałam scenę pod drzwiami lokatora piętro niżej. Patrzyłam zdaje się z półpiętra, jego drzwi były po prawej stronie. Pod drzwiami stała starszawa sąsiadka i strażnicy miejscy. Kobiecina tłumaczyła im, że mieszkaniec zamkniętego lokalu ma manie samobójczą, zabarykadował się, a w ogóle jest krewnym kogoś ważnego. Generalna konkluzja była taka, że trzeba go koniecznie ratować. Wróciłam do mieszkania i podeszłam do okna, akurat we właściwym momencie, żeby zobaczyć policję pod blokiem i samobójcę lecącego obok mojego balkonu. Cała sytuacja była niezwykła z kilku powodów. Pomijając samobójcę, to przede wszystkim położenie mieszkania tego desperata się nie zgadzało. Wracając do siebie szłam w górę, jego mieszkanie było poniżej mojego, a widziałam go jak spadał obok mojego okna, z góry. Czyli albo byłam w cudzym lokalu, albo coś tu się nie zgadza geograficznie. W sumie lokal nie był mój, a mojej byłej gospodyni, moje obecne mieszkanie nie ma balkonu. W każdym razie, kiedy spadł, spojrzałam w dół i zobaczyłam jak leży koło drzwi na klatkę, w pozycji typowej obrysowanej kredą ofiary. Dookoła biegają policjanci i pokrzykują na siebie, żeby go ratować, wezwać karetkę itd. Samobójca miał na nogach i rękach takie ortopedyczne szkielety, znaczy metalowe listwy i zawiasy na łokciach i kolanach.
Byłam w Sochaczewie i mijałam przejazd kolejowy. Szłam od torów
w stronę domu i spotkałam Chińczyka, który zaoferował mi pomoc. Powiedziałam,
że sama sobie poradzę i był niepocieszony. Kiedy dotarłam do domu, okazało się,
że ktoś Chińczyka zamordował, a obok jego ciała znaleziono zagłębienie ze sztućcami.
I martwiłam się, że nasz biedny szef stracił właśnie drugą osobę z zespołu.
Potem śnił mi się wyścig psów, do którego po cichu
podstawiłam wilkołaka, jako psa i usg, które dobrze poszło. I to, że koleżanka
z pracy budowała jakiś szkaradny budynek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz