W programie występowali też rodzice dzieci niepełnosprawnych psychicznie. Dzieci były małe, od niemowlaków do kilkulatków i cierpiały na złudzenia. Przykładowo pani z niemowlakiem na ręku miała problem, ponieważ dziecko wierzyło, że jest olbrzymem. W ogóle wyglądało bardziej jak obciągnięty skórą stożek z twarzą i grubym karkiem niż jak dziecko. Matka opowiadała, jak miała problemy z podawaniem mu zastrzyków, do czasu, kiedy odkryła, że każdy zastrzyk musi być walka i wyzwaniem, a wtedy dziecko pozwoli sobie go podać. Inna matka miała bliźniaki, a jeden z nich uważał, że jest dorosłym mężczyzną. Chłopak marudził, że nie chce zostać w szpitalu, a ona tłumaczyła mu, że nie może go zabrać do domu, bo cierpi na złudzenie i może sobie coś zrobić. Wtedy zobaczyłam scenę w szpitalu. Na łóżku stojącym na korytarzu, leży mężczyzna (tak widzi siebie dziecko), a kiedy matka mówi, że to złudzenie, jego ciało zaczyna się zmieniać. Chudnie, skóra obkurcza się na kościach, zmniejsza się, znika mu głowa, a twarz przenosi się na ramię i staje się jakby rysunkiem na skórze. Mężczyzna, teraz już zniekształcony, miota się w konwulsjach wracając do postaci dziecka.
piątek, 4 kwietnia 2014
TV show
TV pokazywało program o interesujących ludziach. Interesujących z różnych powodów. W tym programie występowałam ja. Siedziałam na krawędzi przepaści, na szczycie wysokiej, skalnej iglicy, z nogami zwisającymi z jej brzegu. Otaczały mnie krzaki, maskując odległość, jaką miałabym do pokonania do ziemi i przez chwilę rozważałam zsunięcie się z tej skały. Powstrzymałam się jednak, kiedy zdałam sobie sprawę, jak daleko naprawdę jest do poziomu gruntu. Pogoda była piękna, świeciło słońce, a niebo było mocno niebieskie. Rozejrzałam się dookoła, szczyt iglicy miał zaledwie kilka metrów kwadratowych i był mocno zarośnięty krzakami. W dole i dookoła rozciągał się górski las, z którego miejscami strzelały w niebo podobne iglice, jak ta, na której byłam. Wreszcie znalazłam to czego szukałam, kawałek sznura od snopowiązałki wystający z krzaka za moimi plecami. Zdałam sobie sprawę, że jestem interesująca dlatego, że umiem skakać na takim sznurku z iglicy. Wzięłam w ręce jego koniec i skoczyłam. Wiedziałam, że nie wystarczy huśtać się na sznurze jak Tarzan na lianie, bo jednocześnie leciałam w dół i do przodu. Musiałam hamować, w tym celu wyciągałam do przodu wyprostowane nogi i odbijałam się nimi od drzew po drodze. W ten sposób hamowałam upadek i pięknymi łukami, bezpiecznie dotarłam na dół.
W programie występowali też rodzice dzieci niepełnosprawnych psychicznie. Dzieci były małe, od niemowlaków do kilkulatków i cierpiały na złudzenia. Przykładowo pani z niemowlakiem na ręku miała problem, ponieważ dziecko wierzyło, że jest olbrzymem. W ogóle wyglądało bardziej jak obciągnięty skórą stożek z twarzą i grubym karkiem niż jak dziecko. Matka opowiadała, jak miała problemy z podawaniem mu zastrzyków, do czasu, kiedy odkryła, że każdy zastrzyk musi być walka i wyzwaniem, a wtedy dziecko pozwoli sobie go podać. Inna matka miała bliźniaki, a jeden z nich uważał, że jest dorosłym mężczyzną. Chłopak marudził, że nie chce zostać w szpitalu, a ona tłumaczyła mu, że nie może go zabrać do domu, bo cierpi na złudzenie i może sobie coś zrobić. Wtedy zobaczyłam scenę w szpitalu. Na łóżku stojącym na korytarzu, leży mężczyzna (tak widzi siebie dziecko), a kiedy matka mówi, że to złudzenie, jego ciało zaczyna się zmieniać. Chudnie, skóra obkurcza się na kościach, zmniejsza się, znika mu głowa, a twarz przenosi się na ramię i staje się jakby rysunkiem na skórze. Mężczyzna, teraz już zniekształcony, miota się w konwulsjach wracając do postaci dziecka.
W programie występowali też rodzice dzieci niepełnosprawnych psychicznie. Dzieci były małe, od niemowlaków do kilkulatków i cierpiały na złudzenia. Przykładowo pani z niemowlakiem na ręku miała problem, ponieważ dziecko wierzyło, że jest olbrzymem. W ogóle wyglądało bardziej jak obciągnięty skórą stożek z twarzą i grubym karkiem niż jak dziecko. Matka opowiadała, jak miała problemy z podawaniem mu zastrzyków, do czasu, kiedy odkryła, że każdy zastrzyk musi być walka i wyzwaniem, a wtedy dziecko pozwoli sobie go podać. Inna matka miała bliźniaki, a jeden z nich uważał, że jest dorosłym mężczyzną. Chłopak marudził, że nie chce zostać w szpitalu, a ona tłumaczyła mu, że nie może go zabrać do domu, bo cierpi na złudzenie i może sobie coś zrobić. Wtedy zobaczyłam scenę w szpitalu. Na łóżku stojącym na korytarzu, leży mężczyzna (tak widzi siebie dziecko), a kiedy matka mówi, że to złudzenie, jego ciało zaczyna się zmieniać. Chudnie, skóra obkurcza się na kościach, zmniejsza się, znika mu głowa, a twarz przenosi się na ramię i staje się jakby rysunkiem na skórze. Mężczyzna, teraz już zniekształcony, miota się w konwulsjach wracając do postaci dziecka.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz