Stałam przed kamienicą i patrzyłam w nocne niebo ponad dachem kościoła. Coś co z początku wyglądało na burzę robiło się coraz bardziej podejrzane. Wbijałam wzrok w ciemność dość długo, żeby wreszcie odróżnić maleńkie świetlne punkciki poruszające się parami nad warszawą. Wyglądały jak światełka samolotów, a pomiędzy nimi przeskakiwały poziome wyładowania elektryczne. Zawołałam męża i pokazałam mu je. Po dalszych oględzinach okazało się, że świetlne punkty to rakiety, rozpadające się na kilka mniejszych. Ewidentnie wyglądało to jak broń nuklearna z wieloma głowicami. Szykowała się wojna.
Pognałam do mieszkania, złapałam plecak i zaczęłam pakować się na wszelki wypadek gdybyśmy mieli uciekać. Zdołałam złapać brzydki szary sweter kiedy sceneria się zmieniła.
Następna scena również była w nocy. Spacerowaliśmy ze znajomymi dziennikarzami po zdobytym mieście. Zorientowałam się, że w ferworze trzeciej wojny światowej Polska zdobyła Moskwę. Nie wiem jak ale się udało. To właśnie było to miasto gdzie spacerowaliśmy.
Jakaś kobieta prosiła nas o przechowanie jej pereł w czasie wojny. Hindus pokazywał je nam. Jedna była wielkości grejpfruta, a dwie pozostałe były małe i czerwone. Poprosiłam o podanie mi tej dużej, ścisnęłam ją lekko i usłyszałam świst uciekającego powietrza. Perła była fałszywa. Okazała się być pomalowaną perłową farbą piłką. Pozostałe perły pochodziły z kosmosu, możliwe, że z Marsa. Na Marsa prowadziły drzwi w ścianie. Ściana wyglądała jak dekoracja filmowa udająca ścianę, a drzwi prowadziły w czarną przestrzeń z czerwoną ziemią.
Potem graliśmy w piłkę z jakimiś ponurymi typami. Boisko było częściowo na schodach. Nie pytajcie mnie co tam robił profesor Oak z pokemona, ani piłkarz z jakiejś starej kreskówki. Nie jestem pewna wyniku meczu, bo co prawda oszukałam przeciwników i strzelili sobie samobója, ale mimo wszystko byłam im winna kasę. Nabijali się ze mnie, że nie mam jak zapłacić, ale ja wpadłam na pomysł. Na Marsie porozkładałam na ziemi kanapki z dżemem i wysłałam ich przez te drzwi, żeby je zbierali. Bez problemu uwierzyli, że na Marsie są złoża kanapek z dżemem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz