Tym razem miał występować jakiś słynny rajdowiec. Zajęłam miejsca na górze, na widowni, z całą rodziną. Ale kiedy poszłam do toalety i wróciłam okazało się, że nie siedzą już tam. Przenieśli ludzi z tamtych rzędów. Nie przysiadłam się do nich, ale usiadłam na dmuchanym materacu plażowym, obok jakiś panienek w bikini. One wydawały się częścią przedstawienia, ale ja nie.
Słynny kierowca wsadził na chwilę głowę do sali, przeprosił wszystkich i powiedział, że wróci, za dziesięć minut. Wyglądał na wymoczka, a nie gwiazdę. Zdziwiło mnie to, a jego zdziwiło, że leżę na materacu i szykuję się do drzemki, zamiast go podziwiać. Od początku byłam sceptyczna, ale możliwe, że dlatego, że bilety dostałam od kogoś. Sama bym nie poszła.
Byłam dla niego złośliwa w trakcie występu, zapytałam go nawet czy wskrzesza. To była aluzja do tego uzdrowiciela ze stadionu, którego uważam za szamana i oszusta. On pytał czy prowadziłam już samochód, a ja mu na to, że nie i nie zamierzam, bo jeszcze bym kogoś zabiła, tak źle jeżdżę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz