Cała akcja odbywała się w Socho, niedaleko domu, po mojej stronie torów kolejowych. Konkretnie przecznica na prawo od mojego rodzinnego domu w kierunku torów. Toczyła się w nocy. Socho wyglądało bardziej cywilizowanie, jak Warszawa z parkami, dookoła paliły się latarnie ale bardziej niebieskie niż pomarańczowe. W jednym z domów, niedaleko mieszkał pewien mężczyzna, który zaginął i poszukiwała go policja. Podejrzewano, że został zabity, ale nikt nie wiedział jak ani po co. Szukając jego zwłok trafiono na zwłoki trzech osób, w tym mojej koleżanki z klasy (z czasów licemum). Ciekawy był sposób morderstwa, ktoś rozdrażnił wrony siedzące na okolicznych drzewach, tak, że rzuciły się one na ofiary i zabiły je.
W innej części snu widziałam wzburzone morze, nocą. Stary statek żaglowy usiłował przemknąć się i uciec innym statkom, które go ścigały i strzelały do niego z armat. Widziałam ludzi za steram i zdawałam sobie sprawę, że według zaplanowanej fabuły ten statek ma dopłynąć cało do celu i uciec ścigającym. Aczkolwiek nie bardzo wiedziałam jak on to zrobi, bo kule świszczały w powietrzu i nie dałabym mu żadnej szansy.
Potem jednak byłam w porcie, kiedy już dopłynął. Sen zrobił się nieostry. Wiem, że ktoś, możliwe, że ja nurkował pod molo w czarnej wodzie. Jacyś ludzie stali na molo i ktoś mówił im, że osoby wykazujące się nastawieniem nieodpowiednim, zostaną ukarani, a tym, którzy mieli odpowiednie ktoś da jeden albo sto. Nie wiem czego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz