Strony

poniedziałek, 21 października 2013

nie będę oglądać seriali przed snem

Pokój był na pewno hotelowy, ale korytarz przypominał szkołę podstawową. Na podłodze pod stołem upchnęliśmy związaną i niemrawo szamoczącą się ofiarę. Była nas trójka: ja, Kuba i jakaś nieokreślona kobitka i dostaliśmy ostatnią (trzecią) szansę na wykonanie zadania. Zadaniem tym było morderstwo.
Kojarzycie takie zdjęcie: trzy młode gepardy memłające jakąś smarkatą antylopę, nie mające pojęcia jak ją właściwie zacząć jeść? To było podobnie. Dwa razy nie umieliśmy zabić tej ofiary. Za trzecim musiałam się porządnie wydrzeć na współpracowników, zanim ktokolwiek nacisnął spust. Strzelba nie wypaliła. Pistolet też miał załadowane ślepe naboje. Ale musieliśmy tę babę jakoś zabić. Wzięłam kombinerki i walnęłam ja w głowę trzy razy. Ale co nie działa z bożonarodzeniowym karpiem  to z człowiekiem też nie zadziała, zwłaszcza kiedy się wali go po głowie zupełnie bez przekonania. Technicznie wiadomo, że trzeba walnąć raz, a mocno żeby się nie męczył, a w praktyce ręka sama hamuje na myśl o pękającej czaszce. Nieszczęsna ofiara dostała więc dość mocno, żeby dostać neuro-młotko-logicznie indukowanych drgawek, ale nie zamierzała się bynajmniej rozstawać z życiem. W dodatku zaczęła zrzędzić i wymyślać nam od różnych takich owakich.
Nie pomagały nam też osoby, które ciągle właziły po coś do pokoju. Wyganiałam każdego kto wchodził, bo w końcu kiedy próbujesz popełnić morderstwo to chciałbyś się móc skupić, a nie co chwilę, ktoś przyłazi i czegoś szuka.
Niestety, mimo naszych najlepszych chęci ofiara wkurzyła się, wstała i sobie poszła. Po czym dostarczyła mam pozew do sądu. Kuba był optymistycznie nastawiony, stwierdził, że skoro ofiara żyje to proces o morderstwo powinniśmy wygrać i nawet podał dostarczycielowi pozwu, nową rejestrację swojego roweru, żeby nie było kłopotu z szukaniem nas przed rozprawą.
Ja w każdym razie uznałam, że cała ta sprawa była jedną wielką żenadą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz