Strony

niedziela, 27 lipca 2014

polityka prorodzinna

Chodziłam po domu goła jak święty turecki (zapewne upały w dzień zainspirowały sen do negliżu) i cierpliwie znosiłam dyskusje o dacie rozwiązania. Wszyscy się upierali, że mam masę czasu do porodu, co w sumie miało sens, bo jakoś ciąży nie było widać,  a ja im mówiłam, że się nie znają, bo termin mam na wrzesień (jakby nie patrzył wrzesień jest 9 miesiącem, co dowodzi, że sen ma własne suche poczucie humoru) i to już za tydzień. Chodzę tak sobie i chodzę, zastanawiając się nad wybraniem się do szpitala, coby się w spokoju rozmnożyć, a tu jakiś głos jak nie ryknie „ to kołdra!”, aż się obudziłam i znalazłam kołdrę na podłodze.
W drugiej części snu byłam na ślubie koleżanki, na której ślubie byłam też w realu. Senny ślub jednakowoż był ciekawszy. Po pierwsze występował zespół hip-hopowy i pokłóciłam się z główną tancerką, o przewagę w małżeństwie bigosu nad krewetkami.  O dziwo dyskusję moderował ksiądz i nikt się nie czepiał. Poza tym na krzesełku, obok ołtarza w bocznej nawie, siedział muskularny striptizer, odziany jeno w slipy i muszkę, czekając na wesele, w którym miał odegrać jakąś rolę.  Kościół był wielki, ludzi masa, ceremonia nietypowa,

Miałam też w planach między kościołem, a weselem zrobić sobie paznokcie, ale koleżanka oświadczyła, że mamy tylko 10 minut do odjazdu autokaru i wiedziałam, że nie zdążę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz