poniedziałek, 7 lipca 2014
gęś
Wybierałam się z kolegą do koleżanki na urodziny. Nieśliśmy jej marcinki w doniczce, ale po drodze wstąpiliśmy do teatru alternatywnego. Sztuka była totalnie nie zrozumiała, a w dodatku ludzie nadęci i irytujący. Najgorsze, że spotkaliśmy innego kolegę, który oglądał nasze kwiatki, a kiedy je oddał okazało się, że są zniszczone. Potrzebowaliśmy na szybko nowego prezentu, ale sklepy były zamknięte. W jedynym, w którym były pluszaki, wyglądały one jak stwory z Czarnobyla więc nic nie kupiłam. Wpadłam więc na pomysł, żeby upiec koleżance gęś jako prezent. W domu ją obsypałam ziołami, ale wiedziałam, że nie zdążę jej upiec, bo mamy tylko godzinę. Dlatego z brytfanną z gęsią pognałam na imprezę. Nie wiedzieć czemu odbywała się ona w domu jakiegoś kolesia, właściwie w mieszkaniu w bloku. Domofon był zepsuty, ale wpuścił nas i tak, chociaż nie był za szczęśliwy, że jesteśmy tak wcześnie. Wytłumaczyłam, że muszę jeszcze upiec gęś i wsadziłam ją do piekarnika
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz