Strony

sobota, 27 grudnia 2014

kuria biskupia

W śnie byłam księdzem, który za karę został wysłany do pracy w kurii biskupiej na Ursynowie. Za karę za posiadanie kochanki bodajże. Braku kochanki nie odczuwałam za bardzo, ze sobą zabrałam kota, który ku mojemu zdziwieniu szybko się zadomowił.  Kuria miała wielki blok biurowo-mieszkalny i posiadałam tam wcale niemałe mieszkanie. Pierwszego dnia musiałam za to dokonać cudu, znaczy przejść do lokalnego probostwa i się przywitać z proboszczem. Każdy kto wie, jak wygląda Ursynów, powinien mieć pewne pojęcie o tym jak łatwo jest znaleźć cokolwiek i gdziekolwiek tam, widząc dzielnicę po raz pierwszy. Pamiętałam, że  przyszłam od metra z prawej, ale jakaś uczynna starsza pani usiłowała mi wyjaśnić, że z lewej jest bliżej. Nie było bliżej, doszłam zresztą idąc  w lewo, w dokładnie to samo miejsce, z którego przyszłam z prawej (w końcu Ziemia jest kulą). Szliśmy kawał drogi parkami i osiedlami, a ja wciąż pchałam przed sobą krzesło biurowe. Nie wiem po co, proboszczowi potem ściemniałam, że mam chory krzyż i musiałam na nim jechać, ale wcale na nim nie jechałam. Generalnie dzielnica była ładna i pogoda też była ładna, a kiedy staruszka mnie porzuciła wreszcie, znalazłam na przystanku znajomą, która poprowadziła mnie do probostwa, wzdłuż magazynów i sklepów z czerwonej cegły.  Ewidentnie okolica samego probostwa nie wyglądała już tak ładnie jak otoczenie kurii.  Budynki były nadgryzione zębem czasu, a kiedy wreszcie dostałam się na miejsce, okazało się, że probostwo znajduje się w mega starym budynku, z powycieranymi drewnianymi schodami. Musiałam poczekać w kolejce, a kiedy wreszcie poznałam proboszcza okazał się on wyglądać jak ruski uzdrowiciel, a nie ksiądz i gadał właśnie z zabiedzoną wsiową babą i jej brudną córką. Generalnie wieś całą gębą.
Nie pamiętam, co mu powiedziałam, oprócz tego, żeby odesłał mi krzesło biurowe do kurii, bo nie chciało mi się pchać go samemu przez całą drogę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz