Dziś cierpiałam na jakieś śmiertelne schorzenie kręgosłupa,
w krzyżu nawiasem mówiąc. To zmuszało mnie do pozostawania w dziwnej, niemal
jogicznej pozycji w oczekiwaniu na zabieg, którego zresztą się bałam. Dlatego
posłano po hipnotyzera, żeby mnie znieczulił metodą Mesmera. Hipnotyzer
przyszedł, ale oprócz zdjęcia starego i przybrudzonego opatrunku, nie zrobił
nic i sobie poszedł. I wtedy wszyscy przestali się przejmować moją chorobą.
Nawet nie wiedziałam, czy mam dalej się tak wyginać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz