piątek, 1 sierpnia 2014
obóz terenowy
Nie mam bladego pojęcia czemu udałam się na obóz harcerski, zwłaszcza z tymi ludźmi. Tak czy siak byłam pośrodku lasu, nad jeziorem i rozkładałam namioty. Pod dachem głównego namiotu rozłożyliśmy materace, ale jak się okazało ten namiot służył do spania tylko, kiedy padało. W suche noce, spaliśmy pod gołym niebem. Przy wybieraniu materaca trzeba było uważać, żeby trafić na taki z Ikei, nie taki kanapowy, jak poduszki ze starodawnego fotela. Potem trzeba było iść wybrać miejsce na latryny. Okazało się, że do tego celu służą skały nad brzegiem jeziora. Oddzielne miejsce dla lasek i dla facetów. Nie wiem, jak w nocy do niego docieraliśmy, bo było to w lesie, daleko od obozu i łatwo było spaść ze skały do wody. Nawiasem mówiąc, jak poszliśmy pierwszy raz skorzystać, to podpłynął jakiś gość na łódce i powiedział, żebyśmy się tu nie kręciły, bo tu obrzydliwie jest. Odpowiedziałam mu, że mam intencję właśnie obrzydliwą rzecz tu uczynić, co potwierdziłam czynem, spuściwszy spodnie. Jeszcze dalej znajdowała się plaża do mycia naczyń (w tym samym jeziorze, do którego ….). Ogólnie pogoda była ładna, las sosnowy, a ja o dziwo podejrzanie zrelaksowana jak na wyjazd terenowy do krainy komarów i pająków.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz