We śnie szłam przez dom, pełen zamkniętych drzwi. Otwierałam je kolejno i przechodziłam do
następnego pomieszczenia, a potem pozostawiałam je otwarte za sobą. Po domu,
jak to czasami w snach bywa, snuły się zombie. Nie były szare ani nie gryzły,
wyglądały jak zwykli ludzie tylko, że bardziej zwykli niż zwykle, jeżeli wiecie,
o co mi chodzi. Byli tacy apatyczni, bezwolni, nieruchawi. Kiedy opuściłam
budynek zauważyłam, że zombie postanowiły wykorzystać okazję i uciec. Budziły
się i wydostawały się na wolność. Tylko jeden, dość nadęty starszawy gość, z
piwnym brzuszkiem, zamiast uciekać podszedł do mnie i zaczął w imieniu swoim i
swojej żony zadawać głupie i roszczeniowe pytania. A ja tylko pomyślałam, „co
jest z tobą facet? Drzwi za moimi plecami nie będą otwarte wiecznie, one już kolejno
zaczynają się zamykać, a ty tu stoisz i marnujesz swój czas”. Faktycznie, drzwi
w głębi domu zatrzaskiwały się kolejno, a wreszcie zamknęły się ostatnie. Kto
nie zdążył ten został i będzie zombie przez następny nieokreślony odcinek
czasu.
Umysł człowieka jest niczym dom, ma wiele drzwi i niektóre z
nich pozostają zamknięte, z tych czy innych powodów, bywa że nawet latami. Czasami jednak, z powodów
równie trudnych do zidentyfikowania, te lub inne drzwi otwierają się, a myślowa
zawartość pomieszczenia przemieszcza się i coś się w nas zmienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz