Strony

środa, 20 października 2021

Mocno metaforyczny sen o kościele.

Katedry zwykle maja wejście główne i po bokach mniejsze, ta zamiast głównych drzwi miała ścianę z gigantycznym krzyżem, tak wielkim, że w kadrze mojego snu mieściły się tylko wiszące gdzieś nad naszymi głowami stopy Jezusa. Stałyśmy przed nim rozważajac do kogo mamy się zgłosić, żeby odzyskać własność mojej towarzyszki (nie mam pojęcia kim była) - ogromny i drogocenny klejnot, który oddała na przechowanie komuś w katedrze. Ponieważ Jezus raczej nie zamierzał udzielić nam odpowiedzi musiałyśmy wejść do środka. 
W sumie ciekawy akcent - Jezus zamiast drzwi, w sumie czy nie mówił, że jest drogą? Ładna metafora. A jednocześnie, jeżeli wybierzesz Jezusa, to nie zaprowadzi cię on w tym śnie do kościoła tylko do samego siebie. Ale my potrzebowałyśmy coś odzyskać naszą własnosć więc weszłyśmy do środka drzwiami z boku. I tu nam dech zaparło.

Po pierwsze, widziałyśmy, że katedra jest wielka, ale wewnątrz wyglądała na jeszcze większą i to wręcz nielogicznie większą. Po drugie - zapomniałyśmy o tym, że po drodze do niej wypadało zawirowanie czasoprzestrzenne i jakimś cudem byłyśmy jakieś sto lat do przodu i w katedrze nie było już katedry tylko biura, urzędy, kioski i w gównej nawie galeria handlowa. Też swoją drogą piękna metafora. 

Wiedziałam, że kościół upadł i stąd taka a nie inna zawartość budynku. To nam mocno skomplikowało plany. Nie było mowy o pójściu do księdza i zapytaniu o naszą własność. Ale podczas obchodu obiektu zauważyłyśmy wejście do wielkiego, pustego pokoju wyłożonego klepką. Na środku stał samotny tron, a na tronie siedział jakiś mężczyzna. Uznałyśmy, że on pewnie będzie wiedział, co się stało z naszym klejnotem i może nawet będzie w stanie go oddać. Kobieta ze mną chciała tak po prostu wejść i spytać, ale uznałam, że lepiej sie dowiedzieć jaki tu mają protokół. 

Miła pani w okienku obok wydała nam jakiś drogocenny kamień na łańcuszku i wyjaśniła, że trzeba tam pójść, paść na twarz, wyciągnąć rękę z kamieniem (coś jak numerek na poczcie) i przedstawić swoją sprawę. Oprócz nas klęczało już tam jakiś dwóch kolesi, ale nie wyglądało, żeby ich sprawa została załatwiona. Moja towarzyszka zwróciła się do gościa na tronie w zbytnio poufałym tonie i już miał nas wygnać, skazać na ścięcie, czy diabli wiedzą co, bo tu materia snu nieco się rozmywa, kiedy ja z poziomu podłogi zaczęłam prosić o wybaczenie dla impretynentki. Chyba się udało, ale mimo to jakoś nie przypominam sobie czy odzyskałyśmy to co było nam potrzebne.  
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz