W sumie ciekawy akcent - Jezus zamiast drzwi, w sumie czy nie mówił, że jest drogą? Ładna metafora. A jednocześnie, jeżeli wybierzesz Jezusa, to nie zaprowadzi cię on w tym śnie do kościoła tylko do samego siebie. Ale my potrzebowałyśmy coś odzyskać naszą własnosć więc weszłyśmy do środka drzwiami z boku. I tu nam dech zaparło.
Po pierwsze, widziałyśmy, że katedra jest wielka, ale wewnątrz wyglądała na jeszcze większą i to wręcz nielogicznie większą. Po drugie - zapomniałyśmy o tym, że po drodze do niej wypadało zawirowanie czasoprzestrzenne i jakimś cudem byłyśmy jakieś sto lat do przodu i w katedrze nie było już katedry tylko biura, urzędy, kioski i w gównej nawie galeria handlowa. Też swoją drogą piękna metafora.
Wiedziałam, że kościół upadł i stąd taka a nie inna zawartość budynku. To nam mocno skomplikowało plany. Nie było mowy o pójściu do księdza i zapytaniu o naszą własność. Ale podczas obchodu obiektu zauważyłyśmy wejście do wielkiego, pustego pokoju wyłożonego klepką. Na środku stał samotny tron, a na tronie siedział jakiś mężczyzna. Uznałyśmy, że on pewnie będzie wiedział, co się stało z naszym klejnotem i może nawet będzie w stanie go oddać. Kobieta ze mną chciała tak po prostu wejść i spytać, ale uznałam, że lepiej sie dowiedzieć jaki tu mają protokół.
Miła pani w okienku obok wydała nam jakiś drogocenny kamień na łańcuszku i wyjaśniła, że trzeba tam pójść, paść na twarz, wyciągnąć rękę z kamieniem (coś jak numerek na poczcie) i przedstawić swoją sprawę. Oprócz nas klęczało już tam jakiś dwóch kolesi, ale nie wyglądało, żeby ich sprawa została załatwiona. Moja towarzyszka zwróciła się do gościa na tronie w zbytnio poufałym tonie i już miał nas wygnać, skazać na ścięcie, czy diabli wiedzą co, bo tu materia snu nieco się rozmywa, kiedy ja z poziomu podłogi zaczęłam prosić o wybaczenie dla impretynentki. Chyba się udało, ale mimo to jakoś nie przypominam sobie czy odzyskałyśmy to co było nam potrzebne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz