No więc zaczęło się od tego, że przy 15 sierpnia wykopali
rów. Właściwie przypominał on bardziej kanał burzowy z amerykańskich miast. Był
głęboki i całkiem szeroki. Cały był wybetonowany. Zobaczyłam go idąc z
Boryszewa. W pierwszej chwili nie przyszło mi do głowy, że może nim płynąć
woda, bo wypełniali go żwirem. No, może nie tak całkiem żwirem, to były takie
kamienie jakimi wysypywane są nasypy kolejowe i nasz przejazd. Jednak kamienie
nie wypełniały całego rowu, w pewnym miejscu urywały się. Wtedy zobaczyłam, że
między kamieniami zaczyna pojawiać się woda. Kanał wypełniał się powoli. Szłam
dalej, w pewnym momencie zobaczyłam jak środkiem kanału idzie mała dziewczynka.
Wracała ze szkoły, niosła tornister i miała czerwony beret na głowie. Miała też chyba kraciasta spódnicę, ale nie
pamiętam dokładnie. Zwróciłam jej uwagę, że powinna wyjść z kanału ponieważ
może zostać zalana. Pamiętam dokładnie, że słyszałam już o takich wypadkach,
kiedy ktoś utopił się w błyskawicznie zapełniającym się kanale burzowym. Smarkula
oczywiście mi nie uwierzyła. Minęłam ją i poszłam dalej. Nie mam pojęcia co się
z nią stało. Następnego dnia zauważyłam, że po drugiej stronie ulicy też
rozpoczęła się budowa nowego kanału. Szkoda tylko, że cały czas nie mam pojęcia
po co komu takie kanały w Sochaczewie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz