Rzecz jasna w biurze spokoju nie ma i być nie może. Tak było zawsze i tak jest teraz. Wystarczyło, że opuściłam stanowisko pracy na chwilę i ktoś pożyczył sobie mój monitor. Na szczęście zdołałam go odzyskać, ale żeby nie było za łatwo brakowało mu jakiejś wtyczki, złączki czy końcówki dzięki czemu używanie go było absolutnie niemożliwe.
Ale nic to, mamy poważniejszy problem - mianowicie przychodzi szefowa i nagle nie stąd ni zowąd oświadcza, że gostek, który po zgonie zabierał zmarłych tam gdzie zmarli winni być zabrani, właśnie złożył wypowiedzenie. W związku z tym trzeba znaleźć zastępcę i to natychmiast, a szukaniem zastępcy mam się zająć ja. Wyznaczyłam więc pięć osób, kandydatów do roli i postanowiłam sprawdzić ich angielski, oczytanie, opisanie i wyobraźnię. Przygotowałam jakiś test bazujący na pewnej książce, posadziłam ich sali lekcyjnej i kazałam pisać. Przy okazji opierdzielilam jedną z kandydatek za niepoważność, kazałam jej sobie wyobrazić, że umiera jaj ktoś bliski, albo ona i zamiast wiedzieć, co ze sobą zrobić, tkwi po śmierci jak debil w jednym miejscu i nie wie dokąd ma iść. Nie wiem czy pomogło, grunt, że napisali, wlazła inna klasa do sali, pomieszali mi nieco kartki, ale trudno, ogarnęłam. I wtedy mój progam manager zażądał spotkania, za pięć minut w celu omówienia wyników. W tym samym momencie umówiła się ze mną na podsumowanie rekrutacji szefowa. Norma w korpo, spotkanie na spotkaniu. Nie pamiętam sposobu ogarnięcia tej sytuacji spotkaniowej, ale doskonale pamiętam, że kandydatem, który wykazał się na teście największą inwencją i wyobraźnią, najlepszym pomysłem i w ogóle, okazał się Adolf Hitler (chociaż przysięgłabym, że akurat jego na ten test nie zapraszałam wcale).
Dobry Adolf nie jest zły!
OdpowiedzUsuńStrasznie się opuściłaś w snach widzę. Co się stanęło?
Usiłuję robić za dużo rzeczy na raz i mało zapisuję ostatnio.
OdpowiedzUsuń