No więc, nabyłam mieszkanie, z rynku wtórnego po pewnym starszym małżeńswie. Rzecz jasna do remontu i mocno zużyte. Już miałam zacząć myśleć o ekipie remontowej, kiedy ktoś mówi "patrz masz bambusy w domu". Jakie znów bambusy?! Patrzę faktycznie jakaś bambusowa tyczka zwisa z sufitu na sznurkach. Pociągnęłam i szuuuuu, wyjechała mi podwieszana babmbusowa suszarka na pranie. Po dokładniejszych oględzinach znalazłam jeszcze bambusowe karnisze, które okazały się być tak naprawdę bambusowymi pochwami na miecze samurajskie (a i owszem, z mieczami) i jakieś przykarniszowe metalowe elementy, które jak się nacisnęło guzik układały się bodajże w twarz dziadka albo babki. Do tego biały pilot do niewiadomo czego, który po wypróbowaniu pierwszego guzika przygaszał światło, drugi przycisk wyświetlał wirujące gwiazdy na suficie i odpalał muzykę. Na tym etapie testów wpadła starszawa sąsiadka z siwą trwałą i w szlafroku, żeby mi powiedzieć, że ściany są cienkie i jej przeszkadzam. Zaproponowałam testy, żeby sprawdzic jak cicho musi być muzyka, żeby ona jej nie słyszała. Zgodziła się więc powiedziałam wypchanej zebrze, żeby się nie wypinała i napomniałam popiersie jakiegoś czarnoskurego brodacza, żeby nie rozrabiał i poszłam do sąsiadki. A tam od strony mojej ściany stoi podświetlany bar, a za barem starszawy Chińczy robi drinki. Co więcej - ten starszawy Chińczyk i czarnoskóry brodacz to jedna i ta sama osoba. Po prostu u mnie się manifestuje jako popiersie, a u niej jako barman. Podsumowując moja badania lokalu - dziadkowie, którzy mieszkali tu przede mną byli jakimiś maniakami gadżetów i powprowadzali masę ulepszeń, które chciałabym zatrzymać ale za cholerę nie wiedziałam jak je ocalić podczas remontu. Gadżety nie były do końca normalne i sądząc po popiersiu, barmanie i wypinającej się zebrze, jakaś grubsza magia była w użyciu.
I wtedy wpadli rodzice i zaczęli nalegać, żebym w związku z tym mieszkaniem pomodliła się do niejakiego godka, whoever that is, nie myliś z Godek. Zaparłam się, że nie po to jestem aeistką, żeby się do jakiś godków modlić i stanęło na tym, że mama się obraziła i wybiegła. Od razu mnie dopadły wyrzuty sumienia - że oni teraz będą do domu jechać tacy źli, tak po ciemku i jeszcze wypadek jakiś nastąpi i będzie na mnie. Pognałam za mamą i tłumaczę jej z przejęciem, ale bez efektów, że duchowość to niezwykle poważna sprawa i nie wolno w nią mi ingerować. I wtedy koty mnie obudziły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz